Jak zaplotłam warkocz i jak przecięłam pępowinę

drożdżowe prosty przepis

Czy jesteście gotowe na pożegnanie lata? 
Czy cieszycie się na polską złotą jesień, która (wierzę w to głęboko) obdarzy nas tym, co ma 
najlepsze? Pomyślcie tylko: te szeleszczące liście, te chłodne poranki, to łagodne południowe 
słonko, niesamowite światło października, długie, deszczowe, listopadowe wieczory. 
Tyle wspaniałości przed nami. Nie ma co żałować lata! To jesień pokazuje nam jak pięknie
 można pożegnać to co było, pogodzić się z tym, że coś się kończy.


Być może widząc to zdjęcie spodziewałyście się zupełnie innych słów? Ot, kolejny przepis 
i w dodatku znów ta żeliwna patelnia (no ile razy można ją pokazywać? to już się robi nudne!). 
I pewnie zauważacie (jakże słusznie zresztą), że post jakby spóźniony, wszak sezon na jagody 
już dawno minął. Ale powiedzmy, że jagody to nie must-have w tym przypadku. Absolutnie nie. 
Możecie wpleść w ten warkocz co tylko chcecie.

Dobrze, czyli ustalone już, że post trochę przeterminowany (tzn jego foto-zawartość). Ale co, 
jeśli Wam powiem, że to bardzo ważny dla mnie post? Bo to mój ostatni wypiek 
(od pięciu tygodni właściwie nie piekę), to moja ostatnia "sesja" kulinarna, to właściwie moje 
ostatnie zdjęcia. Opanowało mnie uczucie nic-już-nie-ma-sensu a wszystkiemu winna jest pępowina.
 Jak to? No tak. Przecięłam pępowinę. Ten drugi raz. I ten drugi raz, to mentalne odcięcie, jest
 o wiele gorsze. Tym bardziej, że zupełnie nie byłam przygotowana. Wciąż jestem w szoku. 
I to nawet nie chodzi o to, że mojego dziecka już od pięciu tygodni fizycznie nie ma w domu 
(bo jest raptem w sąsiedniej dzielnicy i codziennie rozmawiamy lub piszemy). Chodzi o taką nagłą 
świadomość tego, że oto pewien okres w życiu dobiegł końca. Tak. Stało się. Tak nagle. 
Boli jak cholera. Moje kolejne już-nigdy.

A drożdżowy wianuszek robiliśmy jeszcze razem (dlatego jednak zamiast trafić do archiwum
 jest tutaj), tzn ja brudziłam sobie ręce a Maks pilnował, żebym nie pobrudziła aparatu 
(On wręcz pedantycznie dba o sprzęt fotograficzny, Jego oczko w głowie używane do wyższych 
celów, a nie do takich bzdur jak tutoriale i inne takie), żebym dobrała odpowiednie ustawienie 
("nie używaj trybu auto! Ile razy już ci to tłumaczyłem jakie ISO wybrać!") potem oczywiście zajął 
się edycją zdjęć. O ironio! Teraz gdy mam calutki sprzęt do swojej dyspozycji i nie muszę się
 o niego wykłócać, zupełnie mnie nie ciągnie do robienia zdjęć.

To co? Smutki na bol i zaplatamy razem ten ostatni letni warkocz?

1. Przygotujcie ciasto drożdżowe wg swojego ulubionego przepisu lub skorzystajcie z tego sprawdzonego przeze mnie.




2. Rozwałkujcie ciasto nadając mu kształt zbliżony do prostokąta, nałóżcie dowolne owoce (drobne) lub dżem/nutellę/powidła/etc


3. Jeżeli trzeba posypcie cukrem


4. Zawińcie ciasto w rulon wzdłuż dłuższego boku


5. Przetnijcie rulon na pół. Nie zaczynajcie jednak od samego początku, 
zostawcie ok 3 cm bez nacięcia


6. Z tych dwóch kawałeczków zaplatamy warkocz (trzeba uważać, żeby owoce nie wypadały)


7. Warkocz układamy w okrągłej formie formując wieniec


8. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 st aż do złotego koloru. Nie przypalamy tak jak ja :)


9. Po wystygnięciu posypujemy cukrem pudrem i podziwiamy przez chwilę nasz drożdżowy 
wianuszek. Przystępujemy do konsumpcji. Smacznego!


Co najchętniej wplotłybyście w taki wianuszek?
Napiszcie koniecznie! Odezwę się niedługo, mam nadzieję. Jeśli życie pozwoli.
Buziaki! Trzymajcie się cieplutko i cieszcie jesienią! I swoimi dziećmi. Tak szybko dorastają!

XOXO


Komentarze

  1. Mniam, wygląda obłędnie, a ja uwielbiam drożdżowe:)

    OdpowiedzUsuń
  2. smutno mi się zrobiło, na szczęście dla mnie jeszcze kilka lat się powinnam nacieszyć moją nastolatką, ale aż strach co to będzie...bądź silna i piecz!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. wianek wyglada pysznie, a o przecieciu pepowiny to nawet nie chce myslec, moj jeszcze malutki, ale czas biegnie jak szalony... Trzymaj sie dzielnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. wygląda przepysznie! muszę koniecznie spróbować, bo uwielbiamy wszelkie drożdżowe wypieki :)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam tu u Ciebie siedzieć i czytać. I wzruszam się dziś, zwłaszcza przy tych słowach "pożegnać to co było, pogodzić się z tym, że coś się kończy". Od dwóch dni się wzruszam, czasem piękno pożegnań docenia się po czasie, a czasem pożegnanie musi boleć, i ten ból właśnie jest potrzebny, że sobie z końcem poradzić.
    Wam życzę radości z kolejnego życiowego etapu, niech się ułoży bliskość na odległość. Ściskam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, masz rację, smutki też trzeba zaakceptować, przeżyć je po swojemu, nie udawać, że nas to nie dotyczy...za piękne życzenia dziękuję. uścisk :-)

      Usuń
  6. Mi pozostaje nacieszenie się Maluchami, bo pojęcie "pory roku" w UK nie istnieje;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Najgorzej chyba się zaaklimatyzować, choć z doświadczenia wiem, że to może trwać dłużej albo krócej ... Jeszcze moment i będziesz cieszyła się na wspólne weekendy i znowu zaczniesz piec :)
    Lubię jesień, ale mam wrażenie, że te długie wieczory zbyt szybko się skończyły, tzn. jeszcze dwa tygodnie temu były długie, a dziś już są krótkie i na taras nawet nie wychodzimy.
    Wianuszka na pewno spróbuję, może z makiem? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z makiem będzie przepyszny! Faktycznie, wrzesień nas rozpieszczał a tu nagle bam! i jesień przyszła ukradkiem, dzień zrobił się krótszy, i to widać! I tak, zdecydowanie, weekendy to teraz będzie moment bardzo wyczekiwany. Buziaki!!

      Usuń
  8. Pyszny i jakże smakowity warkocz, mniam :)
    Uściski.

    OdpowiedzUsuń
  9. Madziu muszę na Ciebie nakrzyczeć! Ten post brzmi jak to najgorsze pożegnanie z możliwych. Po pierwsze to na pewno trudny etap zarówno dla Ciebie jak i dla Twojego syna. Po drugie szok minie i znowu zaczniesz piec dla niego, a po trzecie on na pewno nie byłby szczęśliwy z widoku pozbawionej sensu życiowego matki. Ja też mam maleństwo, które skończyło już 18 lat i boje się tego dnia jak ognia. Wiem jednak, że jestem dla niego ważna i to będzie dodawało mi sił. Masz dalej piec i koniec! Trzymam za Ciebie kciuki.
    Ściskam mocno - D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dominiko, chyba potrzebny mi był taki klaps. Dziękuję. Tak, to trudny okres, ale czas robi swoje..w ten weekend będzie pieczenie, Obiecuję! Całusy!!!

      Usuń
    2. Oczywiście żądam dowodu w postaci fotek, tak łatwo Ci nie przejdzie :)

      Usuń
  10. Samo życie- coś się kończy ale coś się zaczyna :) Nowy etap,nowe doświadczenia,nowe emocje.
    Życzę ci kochana,żebyś szybko dostrzegła w tej zmianie pozytywne strony :)
    A warkocz przecież jeszcze nie raz możecie razem zapleść :))
    Pozdrawiam z domowego szpitala ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapleciemy. Dzięki za pozytywną energię. Dużo zdrówka!!

      Usuń
  11. Magda, odcinałam pępowinę dwa razy, przeżyłam i mam się świetnie, tęsknię, ale mam tyle zajęć, że nie narzekam na pustkę. Mnie samą to zdziwiło, że nie miałam syndromu pustego gniazda, ale jestem mocna baba.
    Twoje ciasto wygląda i na pewno smakuje cudownie, ale rzadko zabieram się do pieczenia, może kiedyś?
    3maj się dzielnie, pozdrawiam cieplutko.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Celu, zazdroszczę. U mnie syndrom przybrał jakieś gigantyczne rozmiary jakoś nie bardzo potrafię to kontrolować. ALe pewnie będzie tak jak mówisz - przeżyję :-) Dziękuję za dobre słowo :-)

      Usuń
  12. Kochana ja właśnie za tydzień przetnę, odwożę Młodą do jej wynajętego mieszkania. Powiem szczerze, że staram się nie myśleć, bo bym zwariowała:) Doskonale Cię rozumiem:) Buziaki, Aga

    OdpowiedzUsuń
  13. Smakowicie wygląda ten warkocz:-) A co do dzieci to przy naszym 5-latku jeszcze trochę poczekam na odcięcie pępowiny:-):-) A Ty się trzymaj!
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  14. Magduś kochana! My mamy tak juz mamy:-) Głowa do góry - nowy etap w Twoim zyciu się zaczął i teraz musisz dojść do siebie i wypełnić ten czas...Będzie dobrze, wiesz o tym. Ja tak się czasem smieje kiedy te moje się wyprowadzą bo bym sobie pracownie i salę ćwiczeń zrobiła :-) ale w praktyce to jak widac inaczej wygląda:-) ps. a ja w ten warkocz wplotłabym trochę smaków jesieni czyli jabłuszko, kardanom, cynamon i rodzynki:-) Buziaki Kochana

    OdpowiedzUsuń
  15. Warkocz wygląda wręcz obłędnie, a i zdjęcia przepiękne <3
    U mnie przecięcie pępowiny nastąpiło przed 3 laty, zanim to nastąpiło przeżywałam straszliwie, bałam się bardzo.... ale jest ok ;) Smutno w domu bez córy, ale gdy przyjeżdża, to jest tak dobrze, że cieszymy się z każdej minuty :) Każdego dnia , gdy jest daleko rozmawiamy ze sobą i piszemy, więc kontakt wciąż bardzo bliski. U Ciebie Madziu fajnie, że jesteście niedaleko siebie :)
    Ściskam serdecznie, Agness <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Warkocz wygląda BARDZO BARDZO pięknie i BARDZO BARDZO smacznie!
    czy mogę się częstować?:):):):)
    buziaki jesienne Madziu:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jagody, borówki są tu na prawdę genialne w warkoczu :) Wygląda pysznie :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Piękne to Twoje ciasto było 😆 Muszę kiedyś zapleść 😆 Pozdrówka 😆

    OdpowiedzUsuń
  19. Ale jak to tak - się wziął i wyprowadził? A nie miało być remontu pokoju przypadkiem?? Ha! To ci zaskoczenie... Ale, to w sumie dobrze. Lepiej, że sobie sam radzi, niż jakby żył do 30tki (albo i więcej) na garnuszku u mamusi. Znaczy się dobrą robotę z wychowaniem odwaliłaś :) Więc w sumie to... gratulacje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, no wyprowadził, ale tylko na pięć tygodni! Teraz co weekend już będzie w domu. Remont będzie, trochę później, bo zupełnie nie miałam weny, ani czasu. Trudno, remont nie zając - wszystko juz kupione i czeka. Za gratulacje to dziękuję, bo może nawet o trochę mi się należą? buźka!!!

      Usuń
  20. Przydałby sie na jutro ) Na niedzielke :) bo nie mam nic słodkiego, a jutro oficjalnie witamy jesien, żegnamy lato
    :).

    OdpowiedzUsuń
  21. piekne zdjęcia , ale ostatnie wymiata....aż ślinka leci....tym bardziej ,że uwielbiam jagody....

    OdpowiedzUsuń
  22. Ach napatrzyć się nie mogę na to plecione cudo! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  23. Powiem szczerze, że początek posta, to okropne pożegnanie lata, bardzo mnie przygnębiło i żeby nie te słodkie ciasto, to bym zaczęła ze zgryzoty podżerać czekoladę.... hihi!
    ... a tak to chęć na upieczenie czegoś własnoręcznie powróciła we mnie życie.... ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. wygląda tak apetycznie, że pożarłabym :)prawię czuję ten słodki zapach.
    Ciekawa jestem jakie to uczucie mieć już takie dorosłe dziecko :)
    moje mają 7 i 4 i czas z nimi tak szybko mija, staram się delektować każdą chwilką bo ledwo co sie budzę w poniedziałek a tu już się czai piątek i koniec tygodnia - czas tak szybko mi upływa.............

    A.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz